Macieja Szczęsnego nie trzeba nikomu przedstawiać — charyzmatyczny, bezpośredni, niebojący się kontrowersji. Człowiek, który zdobywał mistrzostwo Polski z czterema zwaśnionymi klubami, a dziś bez filtra komentuje kondycję polskiej piłki. Spotkaliśmy się, by porozmawiać o szkoleniu bramkarzy, miejscu takich klubów jak Świt Nowy Dwór Mazowiecki w systemie ligowym, absurdach VAR-u oraz... nienawiści między kibicami.
---
BT (Bartosz Tyszko):
Na początek chciałbym zadać Panu kilka pytań, na które poproszę odpowiedzi „tak” lub „nie”.
MS (Maciej Szczęsny) [krzywi się z dezaprobatą]:
Odmawiam. Gdybym ja zadał Panu pytania w takiej samej formule, to mógłby mi Pan na nie nie odpowiedzieć. Na przykład: „Czy przestał Pan bić swoją żonę?”. Tego typu pytania są z natury fałszywe.
BT [uśmiechając się z zakłopotaniem]:
Rozumiem. W takim razie przejdźmy od razu do pytań otwartych. Na początek — jak ocenia Pan miejsce takich klubów jak Świt Nowy Dwór Mazowiecki w polskim krajobrazie piłkarskim i systemie szkolenia?
MS:
Uważam, że takie kluby powinny robić więcej dla piłki dziecięcej i młodzieżowej, a mniej dla seniorskiej. I to dotyczy nie tylko klubów, ale przede wszystkim gmin i urzędów miast.
BT:
Czy polskie szkolenie bramkarzy nadal stoi na wysokim poziomie? Czy widzi Pan potencjalnych następców Łukasza Fabiańskiego czy — może — swojego syna?
MS [ze śmiechem]:
Nie wiem, czemu zaczynamy od Fabiańskiego, a dopiero potem od mojego syna. To raczej mój syn jest trzy razy lepszym bramkarzem niż był Łukasz — choć Łukasz też nie był najgorszy. Mamy kilku niezłych golkiperów — Bułka, Skorupski, Grabara. Ale nie jestem pewien, czy można powiedzieć, że to efekt pracy trenerów w Polsce. Generalnie — statystycznie mamy dużo lepszych bramkarzy niż zawodników grających w polu.
BT:
Który moment w swojej karierze uznaje Pan za najbardziej przełomowy?
MS:
Karierę robi mój syn, ja miałem całkiem miłą przygodę. Trudno wskazać jeden moment. Na pewno ważne było to, że po dwudziestu trzech latach Legia zdobyła mistrzostwo Polski, a potem to powtórzyła. To nam otworzyło drzwi, choć mnie osobiście nie — nigdy nie miałem przyjemności zagrać za granicą.
BT:
Zdobył Pan mistrzostwa z Legią, Widzewem, Wisłą i Polonią — klubami, które się nienawidzą. Które z tych mistrzostw było dla Pana najważniejsze?
MS:
Każde z nich sprawiło mi tyle samo radości. Nie rozumiem tej nienawiści między kibicami — a nawet między ludźmi z miast takich jak Łódź, Warszawa, Poznań. To czysta głupota. Sportowa rywalizacja? Jak najbardziej. Wbijanie szpilek i szyderstwo? Proszę bardzo. Ale nienawiść? Nigdy.
BT:
Co powiedziałby Pan młodemu piłkarzowi, który zaczyna swoją karierę?
MS:
Sport kwalifikowany wymaga potu, krwi i łez. Chcesz osiągać sukcesy? To się przygotuj na cierpienie. A i tak nie masz gwarancji, że wygrasz, bo zwycięzca jest tylko jeden. Reszta — to przegrani.
BT:
VAR — za czy przeciw?
MS:
Na początku byłem bardzo przeciw. Piłka powinna być równa dla wszystkich — i dla reprezentacji, i dla LZS-u w C-klasie. Ale zrozumiałem, że tam, gdzie jest wielki biznes, tam musi być przejrzystość. Problem w tym, że VAR często obsługują ludzie, którzy nie potrafią tego robić. I za błędy — czasem kuriozalne — powinni ponosić nie tylko dyscyplinarne, ale i prawne konsekwencje. Bo jak można w jednej sytuacji dać karnego, a w identycznej już nie?
BT:
Tu się muszę z Panem zgodzić. Nawet ja, jako fotograf sportowy, widząc te mecze z linii bocznej, jestem świadkiem wielu kuriozów.
MS [uśmiechając się z przekąsem]:
Ale ja mówiłem o piłce na najwyższym poziomie, a nie o Ekstraklasie.
BT [śmiejąc się]:
Tego najwyższego poziomu jeszcze nie było mi dane zobaczyć z tej perspektywy. Ale może jeszcze wszystko przede mną.
Na koniec — najtrudniejszy mecz lub przeciwnik w Pana karierze?
MS:
Było ich wielu. Ale szczególnie zapamiętałem spotkanie z Bayernem Monachium na Łazienkowskiej — bodaj w Pucharze Zdobywców Pucharów. Przegraliśmy 3:7. Ani ja, ani moi koledzy, ani trener Strejlau nie mieliśmy powodów do dumy. Do dziś mnie to boli — choć nie aż tak, żebym się garbił z tego powodu.
BT:
Dziękuję za rozmowę. Wszystkiego dobrego!
MS:
Dziękuję również.
---
Wywiad z Maciejem Szczęsnym to nie tylko podróż po historii polskiej piłki, ale też lekcja zdrowego dystansu, szczerości i odwagi w mówieniu rzeczy niewygodnych. Bez banału. Bez ogródek.
Komentarze
Prześlij komentarz