Przejdź do głównej zawartości

Marazm Legii, Lech zrobił wynik w Warszawie

Trzy gorzkie wnioski po klasyku Legia Warszawa - Lech Poznań, który odwiedziłem:


Goncalo Feio - Bartosz Tyszko / SOPA Images



1. Trzy razy N - nuda, nuda, nuda. 

To miał być hit kolejki, a wyszło… El Classico z Temu - w dodatku częściej przyprawiający o głośne ziewanie niż realny zachwyt.
Zero jakości po obu stronach przez większość meczu, Lech w pierwszej połowie grał z zaciągniętym hamulcem ręcznym - czego nie powinna robić drużyna napierająca na fotel lidera w walce o mistrzostwo Polski. 

Joel Pereira - Bartosz Tyszko / SOPA Images

Legia za to też miała problem z wychodzeniem poza swoją połowę - jeśli trafiała się jakaś kontra to albo strzał był niecelny, albo końcowe podanie było za mało precyzyjne - a szkoda. Dariusz Szpakowski, słynny komentator sportowy mawiał kiedyś, że “niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”. Niestety, ale zemściły się one na Legii na tyle, że w 78’ minucie Ali Gholezadeh skarcił Warszawską drużynę strzelając zza pola karnego, z pozycji na której nominalnie nie gra. Kara nie powiem cudownej urody - z perspektywy trybuny prasowej wyglądało to cudnie. Zazdroszczę fotografom którzy musieli ten moment uchwycić. To trafienie powinno kandydować przynajmniej do gola kolejki, bo oglądając resztę meczy nie byłem jakoś specjalnie zachwycony.

Podejrzewam, że większe show zrobiła ekipa Teddy Boys ‘95, która w tamtym czasie świętowała 30-lecie działalności. Pokaz pirotechniczny jak i sama oprawa związana z tym wydarzeniem - klasa światowa
Logo Warner Bros przerobione na TB, z dopiskiem 95 po bokach okraszone dwoma salwami pirotechniki – prosty, ale efektowny pomysł. 
Ze swojej strony nie ukrywam, że jak przychodzę na mecz Legii Warszawa, czy profesjonalnie jako dziennikarz/fotograf - czy jako kibic to też dla performance ze strony Nieznanych Sprawców. 
Jak się bawić to w takim stylu! Sto lat dla ekipy Teddy Boys.


2. Ruben Vinagre ewidentnie spadł z formą.
 
Lewy obrońca z Portugalii po podpisaniu stałego kontraktu z Legią Warszawa nie dowozi, czego przykładem jest wczorajszy mecz. Faul nie najlepszej urody w środku boiska za co został poczęstowany równie soczystą żółtą kartką od arbitra głównego, Wojciecha Mycia. Dodatkowo wywrotka w pierwszej połowie. Zamiast dograć w pole karne zaliczył komiczną wręcz glebę na plecy. Mikael Ishak który potem przejął piłkę i pomknął z kontrą nawet nie był w pobliżu Vinagre’a. 

Ruben Vinagre - Bartosz Tyszko / SOPA Images


Choć z drugiej strony Morishita grający na drugiej flance miał podobne problemy z nawierzchnią. Nie chciałbym zacytować klasyka, że “tory były złe” czy coś podobnego - ale coś ewidentnie jak to się mówi po młodzieżowemu: “nie pykło”. Nie jestem fanem zsyłania zawodników do rezerw, ale może warto czasem dać szansę młodemu chłopakowi z akademii – choćby na ostatnie pół godziny meczu. Wtedy taki gracz mógłby w mig nauczyć się Ekstraklasowego folkloru - a zesłany zawodnik jednocześnie wspomógłby rezerwy w walce o awans do II ligi i odbudował by formę w spokojnych warunkach Legia Training Center w Książenicach.

3. Illia Shkuryn nie był wart tylu pieniędzy za które kupiła go Legia.


2 miliony euro za zawodnika obecnie wyglądającego bardziej jak widmo formy niż realne wzmocnienie, które zagrało JEDEN dobry sezon? 
W mojej opinii? Klęska Marcina Herry i ówczesnego dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego.

Illia Shkuryn - Bartosz Tyszko / SOPA Images

Ciekawi mnie tylko sama kwestia tych zielonych włosów Shkuryna - czy to była świadoma decyzja czy przegrany zakład? Ronaldo Nazario ogolił się charakterystycznie w 2002 roku na czas Mundialu żeby odwrócić uwagę od faktu, że powraca po kontuzji. Ale jaki cel miał w tym Shkuryn? Jedno wiem na pewno - Zielone pasemka, które ma od niedawna na głowie nie pomogły w podniesieniu umiejętności strzelania do bramki.



Bonusowy, nieplanowany wniosek.
Legia bez polotu, Lech wjeżdża na autostradę.”

Niemrawa Legia, Legia bez polotu. Może rozleniwienie po wygranym Pucharze Polski na stadionie Narodowym - nie wiem, o tym wiedzą najlepiej piłkarze. Symbolem rozpaczy była żółta kartka Juergena Elitima w doliczonym czasie gry. Trener Goncalo Feio w odpowiedzi na moje pytanie bronił co prawda zawodników słowami, że "przegrywają wspólnie, jako drużyna" - ale co z tego. 

A Lech.. autostrada do mistrzostwa. Punkt przewagi nad drugim Rakowem Częstochowa. Trener Lecha, Niels Fredriksen tonował nastroje odpowiadając jednocześnie na moje pytanie w trakcie konferencji prasowej mówiąc, że “powiedziałem zawodnikom, że teraz będzie ten najtrudniejszy etap, czekają nas dwa trudne mecze. Ale to samo może powiedzieć Raków..” - cóż, GKS Katowice i Piast Gliwice to jednak żadna konkurencja dla Poznaniaków, którzy mają świetną jakość w każdej strefie mimo braku kilku kluczowych graczy jak Filip Jagieło.

Jedno wiem na pewno - ostatnie dwie kolejki to będzie Creme de la Creme pełne napięć i emocji. Warto będzie włączyć Canal+ Sport.

Bartosz Tyszko

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polonia Warszawa mistrzem Polski CLJ! „Nie zatrzymujemy się” – emocje po wielkim finale

To był wieczór przy Konwiktorskiej 6, który na długo zostanie w pamięci zawodników, trenerów i kibiców Polonii Warszawa. W drugim finałowym spotkaniu Centralnej Ligi Juniorów zespół Czarnych Koszul pokonał Raków Częstochowa 3:1 (wynik dwumeczu 4:1 dla Polonii) i sięgnął po tytuł mistrza Polski U-17! Zagrali jak na mistrzów przystało – z charakterem, spokojem i… boiskowym sprytem. Przeciwnik długo utrzymywał się przy piłce, próbował konstruować akcje, ale to Polonia była bezbłędna pod bramką. Dwa szybkie ciosy w drugiej połowie ustawiły mecz, a czerwonej kartki w końcówce nikt w stołecznym zespole się nie przestraszył. Byli zdeterminowani, skoncentrowani i konsekwentni. Antoni Kapusta, Polonia Warszawa – Daliśmy dwa ciosy, strzeliliśmy dwie bramki. I co? Mamy mistrza! – mówił po meczu Antek Kapusta , strzelec jednej z bramek. – To było moje marzenie i jestem bardzo dumny z drużyny. Z siebie też. Jedność, skuteczność, charakter Wielką wagę do kolektywu podkreśla...

„To jeszcze do mnie nie dociera” – Mateusz Grudziński po mistrzostwie Polski z Polonią Warszawa U-17

 W niedzielę drużyna Polonii Warszawa U-17 przypieczętowała tytuł mistrza Polski, pokonując Raków Częstochowa w dwumeczu finałowym. Jednym z kluczowych bohaterów tego sukcesu był bramkarz Mateusz Grudziński, który nie tylko skutecznie dowodził defensywą, ale też zachował zimną krew w najważniejszych momentach sezonu. Tuż po końcowym gwizdku porozmawialiśmy z nim o emocjach, drodze do tytułu i planach na przyszłość. Mateusz, przede wszystkim gratulacje z naszej strony. Mistrz Polski – jakie to uczucie? MG: Dla mnie to jest niemożliwe, jeszcze to do mnie nie dociera. Jesteśmy bardzo zadowoleni z drużyny, cały rok na to pracowaliśmy. I na pewno się na tym nie zatrzymamy – będziemy dalej pracować na kolejne mistrzostwo. Czy spodziewałeś się aż tak trudnego meczu z Rakowem? MG: Szczerze? Spodziewałem się trudniejszego. Myślałem, że będzie bardziej wyrównane spotkanie, ale wyszło dobrze – zagraliśmy swoje i wygraliśmy zasłużenie. Jak wyglądała dzisiaj komunikacja z obro...