Przejdź do głównej zawartości

Va banque po Warsiasku - czyli marazm z falą wznoszącą?

Goncalo Feio - Bartosz Tyszko / SOPA Images

Goncalo Feio ponoć zostaje w Legii Warszawa.
Ponoć - ponieważ oficjalna informacja ze strony klubu ma paść w jutrzejszy poranek (23/05/2025). Informację jako pierwszy podał portal “weszło” - ja za to jestem zdania, że wolę czekać na oficjalny komunikat klubu.


Natomiast w ramach tego felietonu przyjmijmy, że Feio rzeczywiście zostaje i postawmy sobie jedno zasadnicze pytanie: czy to dobrze, czy jednak źle?

Feio to trener ambitny, powiedziałbym nawet skrajnie ambitny
To, że nauczył się mówić w języku polskim i na pytania zadawane na konferencjach odpowiada również w tym języku mówi o nim wiele - a bardzo dobrze wiemy, że “polska język - trudny język”. Podejrzewam, że sami Polacy mają z nim wielokrotnie problem. 

Uczył się fachu na początku w Legii Warszawa, potem po przyjściu Stanislawa Czerczesowa w październiku 2015 odszedł mówiąc, że “rusek nie będzie go uczył jak grać w piłkę” (źródło: Wojciech Hadaj - vlog: “Hadaj - nic nie gadaj”). 
Były też epizody w Rakowie Częstochowa, Wiśle Kraków, w Grecji. Pierwsza posada trenera pierwszej drużyny była owocna - szkoda, że potem emocje wzięły górę i rozstał się z drużyną Motoru Lublin w taki sposób, w jaki się rozstał. 
Nie będę przytaczał szczegółów, ponieważ o tym zostało wszystko powiedziane przez innych kolegów dziennikarzy z różnych perspektyw. 

Co może dać Legii Warszawa pozostanie Goncalo Feio?

Po pierwsze, stabilizację.

Stabilizację pod względem zespołu - nowy trener po przyjściu od razu wprowadza swoje zasady, odsyła zawodników do rezerw lub poza klub. Zawodnicy sami w sobie są też zaznajomieni z trenerem i jego wizją. Jeśli podłączyć do tego (miejmy nadzieję) udaną współpracę z Michałem Żewłakowem obecnie piastującym posadę dyrektora sportowego i Fredim Bobiciem jest szansa na zrobienie z Legii potentata na skalę europejską - a przynajmniej takiego, co przy odpowiednim bilansie punktowym byłby w stanie regularnie kwalifikować się do Ligi Europy, Ligi Konferencji - może i Ligi Mistrzów.


Po drugie: wymusiłby większą aktywność na rynku transferowym

Feio jak wcześniej wspomniałem to trener ambitny. Ale żeby ambicje można było zrealizować potrzebne są wzmocnienia. 
Bardzo dobrze wiecie z poprzedniego wpisu jaki mam stosunek do np. Ilii Shkuryna - dlatego też powtarzać się nie będę. Tych, co nie zdążyli przeczytać wpisu zapraszam do lektury. W jednym zdaniu mogę Shkuryna nazwać “przepłaconym niewypałem z Mielca”.
Marcin Herra z Jackiem Zielińskim po prostu nie dawali rady na tej płaszczyźnie - aż nawet kibice w social media wyśmiewali ich ruchy. 

jeszcze chwila, jeszcze momencik” - tak brzmiały przykładowe komentarze z dużą dozą sarkazmu i zwątpienia.

Michał Żewłakow w mojej opinii to osoba bardzo kompetentna - był odpowiedzialny w przeszłości za te udane transfery, jak na przykład Vadis Odjidja-Ofoe, jak i te mniej udane - jak Steven Langil, którego zapamiętałem jedynie z grania na pianinie na lotnisku Chopina. Grał wtedy jeżeli dobrze pamiętam utwór “Changes” Tupaca Shakura.
Dodając do tego porywczość Goncalo Feio, jego skłonność do ostrej wymiany zdań - mocny charakter również po stronie Żewłakowa to z tego równania wychodzi wybuchowa perełka. Perełka niczym stroboskop czy raca odpalona na trybunie. Obym się nie mylił pod tym względem.

Po trzecie i ostatnie: młodość i obeznanie w piłce europejskiej

Goncalo Feio niczym Adrian Siemieniec (Jagiellonia Białystok) czy Mateusz Stolarski (Motor Lublin) jest trenerem, których mimo wszystko brakuje w naszym kraju pachnącym cebulą. Przymierzany na stanowisko trenera po portugalskim szkoleniowcu Jan Urban (niedawno zwolniony z Górnika Zabrze) jest bardzo dobrym trenerem z fajnym podejściem do piłkarzy - ma wizerunek dobrego wujka, który pokazuje pazur gdy trzeba. 
Dobry jest, owszem - ale tylko na skalę Ekstraklasy, nadałby się w momencie gdyby Legia kompletnie odstawiła na boczny tor walkę o europejskie puchary - w których dobry wynik jest potrzebny. Dodatkowo ma on w sobie element śp. Franciszka Smudy - czyli że “laptop służy jako podstawka pod kawę”. Piłka nożna na przestrzeni ostatnich 20 lat ewoluowała w znaczącym stopniu i jeśli nie umiesz adaptować się do nowych warunków, nie zaglądasz do statystyk - staniesz się po prostu przeciętny.


Karuzela z udziałem portugalskiego szkoleniowca trwa w najlepsze, do tej pory nie ma oficjalnego komunikatu o przedłużeniu kontraktu. Są też wobec niego sympatie i antypatie wśród dziennikarzy i kibiców - mi tylko wypada życzyć mu wszystkiego dobrego nieważne czy ten kontrakt zostanie mu przedłużony lub nie

Bartosz Tyszko


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polonia Warszawa mistrzem Polski CLJ! „Nie zatrzymujemy się” – emocje po wielkim finale

To był wieczór przy Konwiktorskiej 6, który na długo zostanie w pamięci zawodników, trenerów i kibiców Polonii Warszawa. W drugim finałowym spotkaniu Centralnej Ligi Juniorów zespół Czarnych Koszul pokonał Raków Częstochowa 3:1 (wynik dwumeczu 4:1 dla Polonii) i sięgnął po tytuł mistrza Polski U-17! Zagrali jak na mistrzów przystało – z charakterem, spokojem i… boiskowym sprytem. Przeciwnik długo utrzymywał się przy piłce, próbował konstruować akcje, ale to Polonia była bezbłędna pod bramką. Dwa szybkie ciosy w drugiej połowie ustawiły mecz, a czerwonej kartki w końcówce nikt w stołecznym zespole się nie przestraszył. Byli zdeterminowani, skoncentrowani i konsekwentni. Antoni Kapusta, Polonia Warszawa – Daliśmy dwa ciosy, strzeliliśmy dwie bramki. I co? Mamy mistrza! – mówił po meczu Antek Kapusta , strzelec jednej z bramek. – To było moje marzenie i jestem bardzo dumny z drużyny. Z siebie też. Jedność, skuteczność, charakter Wielką wagę do kolektywu podkreśla...

„To jeszcze do mnie nie dociera” – Mateusz Grudziński po mistrzostwie Polski z Polonią Warszawa U-17

 W niedzielę drużyna Polonii Warszawa U-17 przypieczętowała tytuł mistrza Polski, pokonując Raków Częstochowa w dwumeczu finałowym. Jednym z kluczowych bohaterów tego sukcesu był bramkarz Mateusz Grudziński, który nie tylko skutecznie dowodził defensywą, ale też zachował zimną krew w najważniejszych momentach sezonu. Tuż po końcowym gwizdku porozmawialiśmy z nim o emocjach, drodze do tytułu i planach na przyszłość. Mateusz, przede wszystkim gratulacje z naszej strony. Mistrz Polski – jakie to uczucie? MG: Dla mnie to jest niemożliwe, jeszcze to do mnie nie dociera. Jesteśmy bardzo zadowoleni z drużyny, cały rok na to pracowaliśmy. I na pewno się na tym nie zatrzymamy – będziemy dalej pracować na kolejne mistrzostwo. Czy spodziewałeś się aż tak trudnego meczu z Rakowem? MG: Szczerze? Spodziewałem się trudniejszego. Myślałem, że będzie bardziej wyrównane spotkanie, ale wyszło dobrze – zagraliśmy swoje i wygraliśmy zasłużenie. Jak wyglądała dzisiaj komunikacja z obro...

Marazm Legii, Lech zrobił wynik w Warszawie

Trzy gorzkie wnioski po klasyku Legia Warszawa - Lech Poznań, który odwiedziłem: Goncalo Feio - Bartosz Tyszko / SOPA Images 1. Trzy razy N - nuda, nuda, nuda.  To miał być hit kolejki, a wyszło… El Classico z Temu - w dodatku częściej przyprawiający o głośne ziewanie niż realny zachwyt. Zero jakości po obu stronach przez większość meczu, Lech w pierwszej połowie grał z zaciągniętym hamulcem ręcznym - czego nie powinna robić drużyna napierająca na fotel lidera w walce o mistrzostwo Polski.  Joel Pereira - Bartosz Tyszko / SOPA Images Legia za to też miała problem z wychodzeniem poza swoją połowę - jeśli trafiała się jakaś kontra to albo strzał był niecelny, albo końcowe podanie było za mało precyzyjne - a szkoda. Dariusz Szpakowski, słynny komentator sportowy mawiał kiedyś, że “niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”. Niestety, ale zemściły się one na Legii na tyle, że w 78’ minucie Ali Gholezadeh skarcił Warszawską drużynę strzelając zza pola karnego, z...