Arsenal remisuje w derbach Londynu z Crystal Palace wynikiem 2:2.
Bramki dla Arsenalu strzelali: Jakub Kiwior na 1:0 i Leonard Trossard na 2:1.
Bramki dla Crystal Palace: Eberechi Eze na 1:1 i Jean Philippe Mateta na 2:2.
Mecz wyrównany, obie drużyny kreowały sytuacje strzeleckie.
Pierwsza bramka Kiwiora po stałym fragmencie gry.
Problem pojawił się po jej strzeleniu - gdyż Arsenal przespał większość pierwszej połowy. Momentami byli nieporadni w obronie jak małe dzieci.
Pojawiły się proste straty piłek, które napędziły Orły do boju - czego konsekwencją była bramka na 1:1 autorstwa Eberechi’ego Eze. Uderzenie z szesnastki po cornerze od Andy’ego Whartona - które była palce lizać jak pączusie w tłusty czwartek. Niedługo później Arsenal był bliski utraty kolejnej bramki - skórę Rayi (bramkarzowi Arsenalu) po lekkim zamieszaniu w szesnastce Arsenalu uratował nasz Polak Rodak, Jakub Kiwior który wykonał baletowy wręcz wykrok.
Crystal Palace próbowało, nacierało na bramkę Rayi - wykonywali fajne przechwyty w środku pola i groźne kontry. Ale niestety nie przyniosło to dla nich pozytywnego rezultatu.
Bramka na 2:1 dla Arsenalu? Trossard powalczył początkowo w środku pola, przyjemnie patrzyło się na to, jak zastawia się przed atakującym go zawodnikiem Crystal Palace, używał rąk i balansował ciałem - po czym oddał piłkę do wolnego zawodnika po jego prawej. Dwa, trzy podania - to trzecie od Timbera w pole karne - zamach, lewa noga i dziękuję bardzo. Gol do szatni, można się rozejść.
No i druga połowa - ponownie wyrównana z większymi szansami kreowanymi raczej przez drużynę Crystal Palace. Wystąpiła też pewna kontrowersja w 71. minucie gdzie nie została uznana bramka dla Arsenalu gdzie piłka była już w bramce. Sytuacja co najmniej dyskusyjna - ale nie mi to oceniać.
Przyznam szczerze, że jak oglądam mecze piłkarskie przez naście lat to tak kuriozalnego błędu w defensywie nie widziałem nigdy - błąd powiedziałbym śmiało, że gorszy od poziomu B-klasy - a był to mecz Premier League, który odbywał się na legendarnym Emirates Stadium jak jego poprzednik. Willy Saliba dosłownie oddaje piłkę w pobliżu 16. metra Matecie, który przelobował Davida Rayę, który w tej sytuacji był za daleko od bramki, nie spodziewając się jednocześnie takiego obrotu spraw. Kto kopie sobie z kolegą drużyny piłkę jak gdyby nigdy nic przed swoim polem karnym widząc zbliżających się piłkarzy drużyny przeciwnej? Przypominam, że był to mecz Premier League, a nie osiedlowe granie gdzie bramkami są plecaki albo drzewa a my sami nazywaliśmy samych siebie nazwiskami legend piłki pokroju Wayne’a Rooneya, Ronaldo Nazario, Ronaldinho i innych.
Powiem tak - ja rozumiem, że Arsenal pokonał dwa razy Real - jest to osiągnięcie niepodważalne, zwłaszcza wygrana na terenie twierdzy Bernabeu. Był to mecz, gdzie Mikel Arteta testował w połowie drugi garnitur, daje odpocząć co niektórym kluczowym zawodnikom przed półfinałem z PSG. I jest to zrozumiałe - w końcu Crystal Palace okupuje 13. pozycję w lidze. Ale z drugiej strony 10 punktowa strata do Liverpoolu nie jest niemożliwa do nadrobienia - meczów do końca sezonu zostało Arsenalowi (nie licząc Ligi Mistrzów) łącznie 4. Więc przy założeniu że Arsenal wygrywa wszystkie mecze zdobywa 12 punktów i byłby w grze.
Remis z Crystal Palace jeszcze nie kończy matematycznych szans Arsenalu na mistrzostwo Anglii - ale wręcz brutalnie studzi emocje. Mimo wielokrotnych pokazów siły w Lidze Mistrzów ewidentnie zabrakło chłodnej głowy i konsekwencji. Dodajmy też, że Liverpool ma do rozegrania jeden zaległy mecz. Odpowiedzi pozostawiam Wam, moi drodzy czytelnicy.
Niedziela może dać odpowiedź, czy Mikel Arteta zapłaci za rotacje - a Kanonierzy za chwilę nieuwagi.
Komentarze
Prześlij komentarz